Polecany post

Spis recenzji...

czyli porządek musi być! Jak już człowiek dłużej, niż rok prowadzi bloga, to może pogubić się, o jakiej książce pisał, a o jakiej nie.  Pos...

piątek, 20 kwietnia 2018

Tajemnica Filomeny


Tajemnica Filomeny

Tytuł oryginału: The Lost Child of Philomena Lee:
A Mother, Her Son and a 50 Year Search
Tłumaczenie: Magdalena Rychlik
Data wydania: 18 lutego 2014
ISBN: 9788378397021
Liczba stron: 504



Moja znajoma, której pożyczyłam tę książkę twierdzi, że jest to jedna z najlepszych książek, jakie czytała. I chyba muszę zgodzić się z tą opinią.
Książka porusza wiele spraw. Nie tylko nielegalne adopcje, jakie miały miejsce w Irlandii w latach 50 XX wieku.
Ale także kwestie polityczne - manipulowanie okręgami wyborczymi w USA.

Kolejnym wątkiem jest homoseksualizm, sytuacja gejów, szczególnie zajmujących wpływowe stanowiska w rządzie, a następnie AIDS.
Szkoda mi Michaela, ale w dużej mierze zachorował na własne życzenie. Tym bardziej, że miał od losu szansę. Pierwszy test dał wynik negatywny.
"Nie zrobiłem nic, czego nie zrobiłyby miliony innych ludzi" [s. 447]. Sorry, ale miliony ludzi raczej nie uprawia seksu sado-macho.

Zakonnice.
Nie wiem, co jest gorsze. To, że tysiące dziewcząt było zmuszonych oddać swoje dzieci, czy to, że po wielu latach uniemożliwiono im spotkanie [Filomenie i jej synowi]. Tym bardziej, ze Michael był dwukrotnie w Irlandii, a część jego rodziny mieszkała kilkanaście kilometrów od klasztoru.
Filomena mimo tych traumatycznych wydarzeń nie straciła wiary.
Poniżej przytaczam fragment wywiadu z Filomeną.

Fragment wywiadu z Filomeną Lee [poza książkowego]:

"Pani stała się ofiarą wielkiej machiny. Wiem, że tysiące młodych dziewczyn, jak Pani, zostało zmuszonych do oddania swoich dzieci do adopcji. Ma pani żal do Kościoła?

Jane: Od razu powiem, że mama nie czuje się ofiarą Kościoła. W żadnym przypadku nie mówi o sobie jako o osobie pokrzywdzonej.

Filomena: Dokładnie. Takie niestety były czasy. Społecznie uznawano, że samotne matki nie mogą się zajmować dziećmi. To było normalne. Martwiłam się jak matka o swojego syna, jednak musiałam się pogodzić z naszym losem. Nie mogę mieć żalu do Kościoła o to, co się wydarzyło. Najgorsze, co mogłoby mnie spotkać, to trzymać wobec kogoś urazę. Człowiek musi nauczyć się przebaczać. Ja już dawno mam za sobą ten etap. Teraz wiem, że moim zadaniem jest pomoc innym osobom, które utraciły dzieci i rodziców, spotkać się ponownie. To, że ja nie spotkałam ponownie swojego synka, nie znaczy, że inni nie mogą".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz