Polecany post

Spis recenzji...

czyli porządek musi być! Jak już człowiek dłużej, niż rok prowadzi bloga, to może pogubić się, o jakiej książce pisał, a o jakiej nie.  Pos...

piątek, 7 listopada 2014

Trochę o E.E Schmittcie

Mam dylemat z tym autorem. Niemal wszyscy słyszeli o książce "Oskar i pani Róża". Swego czasu była moda na tę książkę. Wtedy jej nie wypożyczyłam. Z kilku względów. Nie zawsze czytam to, co jest modne. No i obawiałam się tej książki. Pewnego dnia książka znalazła się we zwrotach. Wtedy ją wypożyczyłam, przeczytałam i po przemyśleniu  kupiłam.

Potem przyszła kolej na inne książki tego autora. Niektóre podobały mi się bardziej, inne mniej.

Te gorsze (według mnie) to:
- "Małe zbrodnie małżeńskie"
- "Kiki van Beethoven"
- "Moje Ewangelie" (brzmi jak apokryf. i ta gloryfikacja Judasza...)
- "Tektonika uczuć" (najchętniej udusiłabym główną bohaterkę)

Do ulubionych należą:
 - "Oskar i pani Róża"
 - "Zapasy z życiem"
 - "Moje życie z Mozartem"

Teraz doszła "Tajemnica pani Ming".

Tłumaczenie:  Łukasz Müller
Tytuł oryginału: Les Dix Enfants Que Madame Ming n'a Jamais Eus
Wydawnictwo: Znak
Data wydania:
17 lutego 2014
ISBN: 9788324025145
Liczba stron: 80


Czy można napisać ciekawe opowiadanie o jednym z najbardziej pogardzanych zawodów na świecie - "babci klozetowej"? E.E.Schmitt udowodnił, że można.

Narracja w książce jest pierwszoosobowa. Główny bohater - francuski biznesmen - przyjeżdża do Chin w interesach. Tam spotyka tajemniczą panią Ming, która opiekuje się męską ubikacją w Grand Hotelu w Yunhai. Wdaje się z nią w pogawędkę. O filozofii (pojawia się tu Konfucjusz) i o jej dziesięciorgu dzieciach.

W Chinach tak liczna rodzina jest rzadkością. Chiny stosują politykę jednego dziecka. Główny bohater podejrzewa, że jest oszukiwany. Jaka jest prawda? Tego nie zdradzę. Powiem tylko jedno. Na życie pani Ming cieniem położyła się chińska rewolucja kulturalna.
A dzieci (nie tylko pani Ming) są obecne w tej książce.

Tę recenzję napisałam na Lubimy czytać. Teraz chciałabym pogratulować tłumaczowi - Łukaszowi Müllerowi. Znam francuski. Może nie na tyle, żeby czytać w oryginale książki, ale teraz widzę, że tytuł francuski w zasadzie jest spojlerem. Polski brzmi bardziej tajemniczo. Nie zdradza fabuły. Z napięciem oczekiwałam na rozwiązanie owej tajemnicy :D.

2 komentarze:

  1. cały czas chcę zabrać się za powieść tego autora! mam Trucicielkę!
    Chciałam także poinformować, iż przeniosłam się na własną domenę: okiemMK.com i dodałam Ciebie do odwiedzanych blogów, by nic mi nie umknęło.
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Trucicielki" jeszcze nie czytałam. Jeszcze kilka dzieł tego autora przede mną.

      Usuń